Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krynica. Sąd przywrócił do pracy w uzdrowisku dyscyplinarnie zwolnione kierowniczki

Katarzyna Gajdosz
Zwolnione dyscyplinarni e mówią, że dzięki wsparciu koleżanek i kolegów z Solidarności odważyły się  walczyć  o przywrócenie do pracy
Zwolnione dyscyplinarni e mówią, że dzięki wsparciu koleżanek i kolegów z Solidarności odważyły się walczyć o przywrócenie do pracy Katarzyna Gajdosz
Sąd przywrócił do pracy w Uzdrowisku Krynica Żegiestów dyscyplinarnie zwolnione kierowniczki. Były prezes Jarosław Wilk zapewnia, że działał w interesie spółki chroniąc jej rozkradane mienie

Depresja, lęk, niechęć do jakiegokolwiek działania. Bernadetta Domin opowiada, że gdy tylko zbliżał się piątkowy wieczór starała się ogarnąć. Nie chciała swojej córce, która wracała na weekend z internatu, pokazać, że coś z nią jest nie tak. Że się poddaje.

- Nie chciałam, żeby się martwiła o mamę. Miała przecież na głowie przygotowania do matury - wspomina ze łzami w oczach kobieta.

Bernadetta Domin była dietetyczką i zastępcą kierownika Punktu Żywienia w Szpitalu Uzdrowiskowym Nowe Łazienki w Uzdrowisku Krynica - Żegiestów. W kwietniu ubiegłego roku została zwolniona dyscyplinarnie przez ówczesnego prezesa spółki Jarosława Wilka. Wraz z nią pracę straciło pięć innych kierowniczek związanych z punktami żywienia w Nowych Łazienkach oraz Starym i Nowym Domu Zdrojowym. Zwolnieni zostali też kierownicy ds. administracji.

Zanim prezes Zwolnił kierowników, wynajął prywatnych detektywów, żeby zbadali skąd straty. Wykryli, że pracownicy spółki wynoszą jedzenie z uzdrowiska. 17 kwietnia 2015 roku doszło do zatrzymania przez policję 11 osób - w tym pracowników kuchni i kelnerek.

Polowanie na związek?

- Ujawniono, że zatrzymani pracownicy mieli przy sobie resztki jedzenia, które nie zostało skonsumowane przez pacjentów. Straty policja oszacowała na około 230 zł. Zatrzymane osoby nie zostały zwolnione dyscyplinarnie. Zwolniono natomiast w ten sposób osoby, które odpowiadały za nadzór nad punktami żywienia i za podległy personel - relacjonuje Zdzisław Skwarek, w 2015 roku członek Rady Nadzorczej w UK-Ż.

Skwarek nie ma wątpliwości, że dyscyplinarne zwolnienia były podyktowane chęcią rozbicia zakładowej „Solidarności”, a nie dobrem firmy i rozwiązaniem problemów z tzw. odpadami pokonsumpcyjnymi. Większość zwolnionych dyscyplinarnie kierowniczek należała do związku.

- To było jak polowanie na związkowców - ocenia dziś Danuta Pociecha, kierownik administracyjny Sanatorium Stary Dom Zdrojowy. Została zwolniona po 38 latach pracy w Uzdrowisku. Twierdzi, że zupełnie się załamała. - Tego dnia, gdy prezes Wilk poinformował, że nas zwolni, media rozpisywały się o złodziejach w uzdrowisku - przypomina Henryka Dubiela (34 lata pracy w UKŻ).

Z wilczymi biletami

Żadna z nich nie czuła się winna. Żadna nie przyjęła propozycji odejścia z pracy za porozumieniem stron. Oświadczyły, że będą walczyć w sądzie pracy.

- Ale dziś nie wiem, czy podjęłabym taką samą decyzję. W wymiarze indywidualnym dla pracownika korzystne jest rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, ale solidarność zobowiązuje - mówi Marzena Hamernik, kierowniczka Nowego Domu Zdrojowego.

Zwolnienie dyscyplinarne, to był dla nich jak mówią „wilczy bilet”. Zamykał drogę rozwoju kariery, zamykał nawet drzwi do urzędu pracy, bo z dyscyplinarką na koncie trudno otrzymać bezrobocie. Część z nich została bez środków do życia.

Mówią, że nie rozumiały postępowania zarządu spółki.

- Kierownikom administracyjnym 16 kwietnia 2015 roku do zakresu czynności wpisano słowo „nadzór nad punktem żywienia”, a 20 kwietnia - po czterech dniach! - przypisano nam rzekome wielomilionowe straty - opowiada Marzena Hamernik kierowniczka NDZ.

Po artykułach w lokalnych i ogólnopolskich mediach, które informowały, że prezesowi Wilkowi udało się przerwać trwający latami proceder wynoszenia jedzenia ze stołówek należących do spółki uzdrowiskowej, zwolnione dyscyplinarnie kierowniczki czuły na sobie stygmat złodziejek. Choć to nie one zostały zatrzymane na gorącym uczynku. Stygmat był tym większy, że na zwolnieniu dyscyplinarnym się nie skończyło. Prezes Wilk złożył na nie zawiadomienia do prokuratury, uważając że przez brak nadzoru działały na szkodę spółki i naraziły ją na straty. Prokuratura jednak nie wszczęła postępowania w sprawie. Sąd, do którego odwołał się były już prezes, podtrzymał tę decyzję.

Krystyna Halota, zastępca kierownika punktu żywienia i dietetyczka, która pracowała w Uzdrowisku Krynica-Żegiestów przez 27 lat, mówi, że gdyby koleżanki z „Solidarności” nie stanowiły dla niej grupy wsparcia, sama nie podjęłaby się walki o przywrócenie do pracy.

- Gdyby intencje prezesa były czyste, to wprowadziłby w organizacji pracy jasne zasady dotyczące kontroli. Tymczasem, by zniszczyć konkretnych ludzi, posłużył się dobrym wizerunkiem firmy, na który też latami pracowałyśmy - mówią kobiety.

Załatwił sprawę cięciem

Sąd pracy uznał, że zarzuty braku nadzoru nad punktem żywności i personelem, przedstawione zwolnionym dyscyplinarnie kierowniczkom, były bezzasadne. W uzasadnieniu wyjaśnił, że jeśli dochodziło w firmie do nieprawidłowości, należało raczej porozmawiać z załogą i podjąć kroki naprawcze. Takie, a nie inne zachowanie pracodawcy można, w domyśle sądu, tłumaczyć walką między związkiem zawodowym, a zarządem spółki. Pracownice podkreślały bowiem fakt, że na początku 2015 r. doszło do unieważnienia wyborów do Rady Nadzorczej UK-Ż, a ich kandydat został zwolniony dyscyplinarnie.

- To mogło tłumaczyć, dlaczego pracodawca załatwia sprawę cięciem noża, bez próby leczenia sytuacji, która formalnie może być uznana za nieprawidłową - podkreślał sędzia prowadzący sprawę Bernadetty Domin.

Decyzją sądu zwolnione kierowniczki zostały przywrócone do pracy. Spółka próbowała jeszcze wnosić apelację. Bezskutecznie.

- Poczułyśmy się zrehabilitowane, ale odbudowanie poczucia własnej wartości nie jest łatwą sprawą - mówią kierowniczki z UK-Ż.

Jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa. Rozważają pozew zbiorowy przeciwko Jarosławowi Wilkowi.

Dziś zrobiłbym dokładnie to samo

Jarosław Wilk, były prezes UKŻ: Gdy dowiedziałem się, że pracownicy punktów żywienia wynoszą żywność, jako osoba odpowiedzialna wówczas za mienie spółki Skarbu Państwa nie mogłem zignorować tych informacji. Byłem zobowiązany do zdecydowanej reakcji. Wcześniej jednak dwukrotnie rozmawiałem z załogą, w tym z kierownikami. Tłumaczyłem i prosiłem, żeby pomogli budować dobry wizerunek firmy. Niestety zlekceważono moje słowa. Musiałem działać. Kontrola z 17 kwietnia ub. r. wykazała, że wszystkie osoby, które były wówczas na zmianie, wynosiły żywność z zakładu pracy. Wobec nich zapadły karne wyroki sądowe i to nie tylko za kradzieże ujawnione w dniu kontroli, ale również z wcześniejszego okresu. Wartość żywności zatrzymanej to 230 zł, ale skala procederu, doprowadzała do strat rzędu kilkuset tysięcy złotych rocznie. Potwierdziło się to po zmianie organizacji nadzoru nad poszczególnymi obszarami.

Po kontroli spotkałem się z kierownictwem punktów żywienia. Poinformowałem o jej wynikach. Moim zdaniem świadczyły o niewystarczającym nadzorze z ich strony nad podległymi pracownikami. Kierowniczki zbagatelizowały problem. Zmuszony byłem podjąć decyzje, które zapobiegną dalszym nieprawidłowościom. W takiej sytuacji brak reakcji z mojej strony stanowiłby milczącą akceptację ujawnionych nieprawidłowości i szkodziłby spółce, a także mógłby stanowić podstawę do pociągnięcia mnie do odpowiedzialności. Być może w odczuciu zwolnionych moje decyzje były radykalne. Wyciągnąłem jednak konsekwencje zarówno od pracowników ujętych na kradzieży, jak również od kierowniczek, bez względu na to, czy należeli do związków, czy nie. To nie było kryterium podejmowania decyzji. Nie było też moim celem szykanowanie, ani upokarzanie nikogo z pracowników.

Nie znam motywów rozstrzygnięć sądu, ale zaprzeczam temu, że działałem, mając na celu walkę z „Solidarnością” czy z konkretnymi osobami. Przyznaję natomiast, że zwolniłem pracownika, który kandydował do rady nadzorczej. Sąd pracy I instancji oddalił jego powództwo o przywrócenie go do pracy. Nie znam wyniku postępowania apelacyjnego. Dzisiaj podjąłbym takie same decyzje, bo kiedy ktoś powierza mi dbanie o jego mienie, to moim obowiązkiem jest wywiązanie się z tego w pełnym zakresie.

W Krakowie otworzono największy Starbucks w Polsce!

Autor: Anna Kaczmarz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krynica.naszemiasto.pl Nasze Miasto