Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz: Iga Hedwig: życie jest krótkie, trzeba je wyciskać jak cytrynę...

Iwona Kamieńska
Iga Hedwig
Iga Hedwig archiwum rodzinne
W wiedeńskiej klinice zmarła 22-letnia Iga Hedwig, sądeczanka, pierwsza Polka chora na mukowiscydozę, której przedłużono życie o cztery lata dzięki przeszczepowi płuc. Bliscy i przyjaciele zmarłej chcą walczyć o innych chorych. Sojusznikiem są dobrzy ludzie, przeciwnikiem – państwo, które oszczędza na leczeniu. Na tę właśnie chorobę zmarł prawdopodobnie Fryderyk Chopin. Na Zachodzie Europy ludzie żyją z nią kilkadziesiąt lat. W Polsce – zwykle kilkanaście.

Dorota miała sen. Widziała w nim wesele swojej córki Igi. Zapamiętała z tego snu atmosferę pełną dostojeństwa, piękne stroje młodych i tłum przynajmniej dwóch tysięcy gości.
- Gdy opowiedziałam o tym bliskim, padło pytanie gdzie ja urządzę takie wesele. No jak to gdzie?! Odpowiedziałam, że pod niebem. Iga zażartowała wówczas, że w takim razie ona będzie się zbierała do nieba… Przypomniało mi się to w drodze na Śląsk, gdy jechaliśmy kremować jej ciało. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Bóg dał znak, że taka właśnie była Jego wola… - opowiada Dorota Hedwig, mama zmarłej w ubiegłym tygodniu 22- letniej Igi.
Głos kobiety już nie łamie się, choć pochowała młodziutką, śliczną córkę dzień wcześniej. Mówi spokojnie, pogodnie, zdecydowanie. Drobna, delikatna blondynka, niegdyś złota medalistka mistrzostw świata juniorów w kajakarstwie górskim zawsze była silna, ale skąd takie pokłady siły, która tłumi rozpacz po stracie kochanego dziecka?
- Od Boga. Tylko od Boga… – mówi.
Dodaje, że czasem trudno dobrze odczytać boże znaki. Coś, co wydawało się we śnie weselem, mogło przecież być pogrzebem. Na pogrzeb Igi przyszło prawie dwa tysiące gości – jak w tamtym śnie. Przyszli ze łzami w oczach.
Nie chciałaby, abyście płakali. To jest przecież jej wesele – pocieszała szlochających bliskich i przyjaciół na cmentarzu dzielna matka.
***
Przez całe swoje życie Iga walczyła z ciężką chorobą na którą medycyna nie zna lekarstwa. Niewidzialny wróg z wnętrza organizmu ukryty w genach z roku na rok coraz bardziej przeszkadza w oddychaniu, aż w końcu odbiera resztki sił nie pozwalając chodzić ani mówić. Przez jakiś czas można przedłużać życie ratując się butlą tlenową. Później i to nie wystarcza. Jedynym ratunkiem jest przeszczep płuc. Jeśli operacja się uda, życie chorego odmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nagle można odetchnąć pełną piersią, biegać, tańczyć krzyczeć…. Do czasu, aż wróg z genów zniszczy drugie płuca tak samo jak zniszczył pierwsze.
Tak właśnie było z Igą.
Cztery lata temu umierała po raz pierwszy. W Wigilię Bożego Narodzenia 2005 r. Dorota z mężem Jarkiem, trójką synów i maleńką Julcią zasiadali do stołu ze świadomością, że to prawdopodobnie ostatnie święta spędzone z 18 – letnią wówczas Igunią.
Ogromna kwota 150 tysięcy euro potrzebna na operację nie była dla nich zmartwieniem. Podarowali ją nieznajomi wówczas ludzie - małżeństwo z Częstochowy które obejrzało telewizyjny reportaż z udziałem chorej na mukowiscydozę sądeczanki i postanowiło pomóc ratować jej życie. Problemem był znacznie poważniejszy: nie było dawcy płuc.
Od wielu miesięcy dziewczyna niemal przez cały czas korzystała z tlenu. Spała tylko siedząc, bo tak łatwiej było oddychać. Hedwigowie modlili się w te pamiętne święta, choć wielkiej nadziei na cud nie mieli. Ale cud się zdarzył. Zadzwonił telefon z Wiednia.
***
-Są płuca dla Igi. – usłyszała pani Dorota w słuchawce.
W styczniu osiemnastoletnia sądeczanka wraz z płucami zmarłej młodej Węgierki otrzymała nowe życie - cztery długie lata.
Po raz pierwszy od dzieciństwa mogła biegać, chodzić z przyjaciółmi na dyskoteki, żyć niemal tak samo jak wszyscy jej rówieśnicy. O chorobie przypominały tylko lekarstwa, które trzeba było systematycznie zażywać i zachrypnięty głos, który jak mówią jej przyjaciele – dodawał jej tylko uroku. W ciągu tych czterech lat przeżyła tyle, na ile inni potrzebują kilkunastu. Żyła na maksa – wspomiają ją rówieśnicy. W pamiętniku, który po jej śmierci rodzina czyta zdanie po zdaniu napisała, że życie jest krótkie więc trzeba je wyciskać jak cytrynę.
- Miała mnóstwo przyjaciół, spędzała z nimi czas do trzeciej nad ranem, chodziła na imprezy… Nie piła jednak alkoholu. Po zakończonej zabawie rozwoziła znajomych do domów samochodem. Bardzo lubiła jeździć… Zaliczała po kolei kursy barmanki, instruktorki tańca, zimą uprawiała snowboard – wylicza mama Dorota.
Czy tam w niebie jest śnieg i deska? – pyta sześcioletnia dziś Julka – siostrzyczka Igi
Jest i śnieg i deska… - tulą małą rodzice i bracia.
Julka też jest chora na mukowiscydozę.
***
Choroba młodszej córeczki Hedwigów ma znaczne łagodniejszy przebieg niż u Igi, bo rodzice na przykładzie starszej dziewczynki uczyli się przez 22 lata wszystkiego, czego potrzeba do utrzymania dziecka w dobrej kondycji maksymalnie długo.
To możliwe. Na Zachodzie Europy ludzie żyją z mukowiscydozą średnio ponad dwukrotnie dłużej niż w Polsce, ale tam nie oszczędza się na ich leczeniu tak jak u nas, a warunki terapii są zupełnie inne. Szpitale przystosowane są do specyfiki choroby, leki – bardziej dostępne, a transplantacje coraz bardziej powszechne. To najważniejsze przyczyny – drastycznej różnicy w liczbie ofiar choroby u nas i tam.
Diagnoza Igi była dramatyczną niespodzianką dla jej rodziców. Początkowo nie wiedzieli o mukowiscydozie nic. Patrzyli z bólem jak słabnie ich pociecha, desperacko walczyli, odnieśli w końcu wielki sukces, ale Iga silna duchem nie zdołała w krytycznym momencie pokonać słabości własnego ciała.
***
- Wiem, że przyjdzie jeszcze niejedna taka chwila, że rozpacz chwyci nas za serca i popłyną łzy, bo Iga nie przytuli się już do nas, nie zażartuje… Ale nie my pierwsi i nie ostatni musimy nauczyć się z tym żyć. Najważniejsze, że wytrwała do końca w Bogu, że zniosła przeogromne cierpienie z godnością i pokorą. Ostatnie miesiące w śmiertelnej chorobie to przecież walka o duszę. Iga pięknie ją wygrała. Zaufała, pogodziła się. W ostatnią niedzielę w szpitalu, gdy była jeszcze świadoma, patrzyła na mnie z taką wielką miłością…. żegnała się wzrokiem. Mówiłam do niej Iguś… a ona cichutko odchodziła tam, gdzie wszyscy kiedyś pójdziemy – mówi cicho mama.
Drugi cud się nie zdarzył, choć Iga dostała na kilka tygodni przed śmiercią trzecie płuca. Były w nich jednak trudne do zwalczenia bakterie. Tuż po transplantacji doszło do infekcji i trzeba było raz jeszcze położyć ciężko chorą młodą kobietę na stół operac

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krynica.naszemiasto.pl Nasze Miasto